News Pricer.lt

Krokodyle łzy nad lokalnymi sklepami. Chcemy, żeby przetrwały, ale na zakupy wybieramy inne

Krokodyle łzy nad lokalnymi sklepami. Chcemy, żeby przetrwały, ale na zakupy wybieramy inne

Media obiegła wiadomość, że z rynku zniknęło kolejne 2 tys. sklepów stacjonarnych. Jak co roku winą obarcza się wzrost kosztów pracy, energii i przenoszenie się zakupów do internetu. Ale tak naprawdę winni jesteśmy my – konsumenci, bo deklarujemy, że chcemy mieć obok siebie lokalne księgarnie, piekarnie, warzywniaki i mięsne, ale kupować tam ma chyba ktoś inny. My co najwyżej raz na jakiś czas wpadniemy po ocet lub majonez, a później dziwimy się, że sklep nie przetrwał. Co w tym zaskakującego?

Jak wynika z danych PIH i CMR Panel, w październiku 2024 r. w małych sklepach liczba transakcji spadła o 5 proc. w porównaniu z październikiem 2023 roku. Typowa transakcja opiewała na 25 zł a na paragonach królował ocet, bo akurat był wysyp grzybów. W listopadzie w porównaniu z październikiem 2024 r. łączne obroty sklepów małoformatowych spadły o 9,4%, natomiast liczba klientów była o 13% niższa.

To oznacza, że choć deklarujemy chęć wspierania lokalnych sklepów, to robimy tam co najwyżej małe uzupełniające zakupy i to coraz rzadziej. Tłumaczymy się tym, że jest drożej, ale butik handlu zawsze będzie droższy niż fabryka handlu. Tak działo prawo skali. Oczywiście gdy kupujemy tak standardowe produkty jak mąka, ocet, mleko  a ich smak jest identyczny jak tych tańszych sprzedawanych w dyskoncie, nie ma sensu przepłacać. Często jednak małe sklepy mają wyjątkowy towar, z małej rzemieślniczej piekarni czy masarni, który może nas zaskoczyć zdrowym składem i świetnym smakiem. Tu można by już pochylić się nad wyborem, ale wiadomo, że zakupy w małym sklepie to także rozmowa z właścicielem. Niestety z punktu widzenia zapędzonego klienta, to często strata czasu. Zwłaszcza, że wygodę definiuje przez oszczędność czasu. To oznacza, że zalety małego sklepu dla współczesnego klienta przestają być zaletami.

Brak polecajki od influencera

Małe sklepy to także ograniczony zasięg oddziaływania. Mają stałych klientów w najbliższym otoczeniu, którzy przenosząc swoje zakupy do dyskontów, dark storów czy e-sklepów pomniejszają ich codzienny utarg. Najczęściej właścicielami takich punktów nie są także osoby, które znajomość nowoczesnego marketingu mają w małym palcu. Oni nie zatrudniają influencerów, żeby polecali ich produkty i sklep.

Tymczasem jak wynika z badania Capgemini ponad połowa konsumentów i konsumentek (58%) zastąpiła tradycyjne wyszukiwarki narzędziami generatywnej sztucznej inteligencji (Gen AI) podczas poszukiwań rekomendacji produktów i usług. To znaczący wzrost w porównaniu z 25% w 2023 roku. To oznacza, że nie mamy ochoty wpisywać już niczego w Google, po prostu oczekujemy, że sztuczna inteligencja nas zna i coś nam poleci. A małych sklepów nie ma w bazach AI, bo są na to za tradycyjne.

Nie ma też małych sklepów na radarach influencerów. Od czasu do czasu ktoś postanowi uratować budkę z rurkami i dzięki swoim profilom napędzi kolejki pod taki punkt, ale po krótkim czasie zainteresowanie spada i sytuacja wraca do stałej, niskiej bazy.

Czy zatem nic nie da się zrobić? Da, o ile zamiast deklarować będziemy polecać w social mediach to co nas dobrze zaskoczyło w asortymencie czy rozmowie z właścicielem małego sklepu a zakupy w dyskontach przeplatać poszukiwaniem specjalnego smaku w lokalnych punktach.

Inaczej któregoś dnia w upale chcąc kupić wodę, rozejrzymy się po sklepowej pustyni w centrum miasta.

Więcej 14 stycznia 2025 w audycji Kseni Maćczak w Nowy Świat Po Południu.

Źródło informacji

Dalintis:
0 0 balsai
Straipsnio vertinimas
guest
0 Komentarai
Seniausi
Naujausi Daugiausiai įvertinti
Inline Feedbacks
Rodyti visus komentarus

Taip pat skaitykite: